piątek, 18 września 2015

Chapter 2

- Włosy postawione prosto? -odwróciłem się w kierunku dziewczyny, która siedziała na pufie znajdujące się tuż za lustrem - czy raczej postawione, ale na bok, czyli taki Artystyczny nieład? - Przejechałem parę razy po swoich brązowych włosach grzebieniem, aby uzyskać taki efekt i ponownie odwróciłem się w stronę Minx.

- A co za różnica? W obu wersjach wyglądasz równie pedalsko - parsknęła nieodrywajac wzroku od telefonu trzynastoletnia dziewczyna, o włosach przybliżonych kolorem do fioletowego, jednak ciężko było jednoznacznie określić jaki to odcień. Nie wiem, co brała, ale miała przez to strasznie zniszczona psychikę, o czym świadczyło chociażby jej zachowanie, które prezentowała zazwyczaj. W miejscach publicznych wolałem  nie przyznawać, że ta dziewczyna, która próbowała udawać styl gotycki, co jej niezbyt wychodziło, jest moja siostrą.

- Mówiłem Ci kiedyś, kiedy zdobędziesz tytuł siostry na sto dwa? - Pochyliłem się lekko nad nią, tak,aby musiała spojrzeć na mnie z dołu.  W końcu musiała sprawdzić, czy nie patrzę co robi w telefonie. Przecież to to takie tajne.

- Oświeć mnie, kretynie - przewróciła oczami,  blokując swoje urządzenie mobilne.  Zawsze mnie wyzywała, ale prawdę mówiąc zdążyłem do tego przywyknąć. Byliśmy typowym rodzeństwem z tych wszystkich stereotypów.  Nienawidziliśmy się z całego serca, ale również tak samo mocno się kochaliśmy. Rodziny się nie wybiera.

- Kiedy będziesz sto metrów od domu i dwa pod ziemią. Wtedy dam ci medal - powiedziałem prosto do jej ucha, akcentując głośno każde słowo.

- A wiesz, kiedy ty dostaniesz medal? - spojrzała na mnie ze złośliwym uśmieszkiem igrającym po nosem - kiedy się w kocu wyprowadzisz i nie będę cię musiała codziennie oglądać - krzyknęła cisnąc we mnie poduszkę, a ja przez gwałtowność tego gestu i fakt, że się go nie spodziewałem, odskoczyłem do tyłu.

- Kuźwa, dziewczyno, luzuj bieliznę - strzepnąłem niewidzialny pyłek że swojego czarnego T-shirtu z motywem białego tygrysa i wyszedłem z pomieszczenia udając się do przedpokoju. Nie miałem czasu, na konfrontację z moją cudowną krewną, która na pewno podmienili w szpitalu, bo nie było szans, żeby takie nieudane stworzenie miało tą samą rodzinę co ja. To był po prostu podstęp, wymyślony przez ludzi, którzy chcieli mnie zgładzić, a Minx miała im to ułatwić, pozbawiając mnie nerwów i osłabiając psychicznie, co jak na razie wychodziło jej wręcz znakomicie. Widać, że dobrze wyszkolona.

Do szpitala, w którym leżała dziewczyna, z którą postanowiłem się dziś spotkać, stwierdziłem, że pojadę na szesnastą. Ona jeszcze o niczym nie wiedziała. To miało być coś na kształt niespodzianki o ile można to tak nazwać. Było trochę przed piętnastą. Jak wiadomo na komunikację miejską nie można nudy liczyć, a tym bardziej jej ufać, więc mimo, iż placówka jest normalne piętnaście minut drogi z tąd, to wolałem wyjść nieco wcześniej,aby na pewno zdarzyć na busa. Można by zadać pytanie "dlaczego nie pójdę pieszo?". Odpowiedź była banalnie prosta. Byłem po prostu leniwy i zawsze wybierałem najprostsze i najwygodniejsze rozwiązanie.

Wkładając na nogi najzwyczajniejsze czarne trampki sięgające nieco ponad kostkę.  Wsunąłem do nich przody swoich nogawek w tym samym kolorze, co reszta stroju i stanąłem przed lustrem. Ubierałem się na czarno, jak w żałobie, jednak było mi z tym dobrze. Jak to mówią "czerń, nową czernią". Kolor, który nigdy nie wyjdzie z mody. Przestanę się tak ubierać kiedy wymyślą jakąś ciemniejszą barwę.

Włosy postanowiłem postawić prosto. Tak klasycznie i bez udziwnień.  Przekręciłem kilka razy głowę na prawo i lewo, a kręgi szyi mi lekko strzeliły. Zrobiłem poważną minę, później się uśmiechnąłem, a następnie przygryzłem wargę.  Tak, faceci też stroją miny do lustra. Rozchyliłem szerzej powieki, żeby zobaczyć czy soczewki, które miałem na sobie, nie przesunęły się.  Nosiłem je nie ze względu na wadę wzroku, tylko aby zmienić kolor swoich tęczówek. Naturalnie były niebieskie, co kompletnie do mnie nie pasowało,dla tego zaopatrzyłem się w brązowe szkła kontaktowe.

Wyprostowałem się i przyjrzałem swojej sylwetce z góry na dół.  Miałem umięśnione, szczupłe i dobrze wyglądające, czego nie osiągnął  gdyby nie siłownia, którą regularnie odwiedzałem, żeby utrzymać formę, która była niezbędna przy grze w football amerykański.

Ostatni raz rzuciłem wzrokiem na swój wygląd.  Mój latynoski kolor karnacji, bardzo dobrze wyglądał w połączeniu z intensywnie różowymi ustami. Miałem nieco ciemniejszą skórę, niż inni ponieważ mama pochodziła z Californii. Jednak w Anglii gdzie o opaleniznę ciężko, to trochę wyróżniało mnie z tłumu. Taki trochę Taylor Lautner tylko, że w bardziej.. zwyczajnej wersji. Omińmy fakt, że nic poza kolorem skóry nad nie łączyło.

Nie zwlekając dłużej, Chwyciłem torbę sportową, można się domyślić w jakim kolorze i wyszedłem na zewnątrz udając się w kierunku przystanku autobusowego.

                           ***

- Gdzie znajdę Jasmine Hope? - Uśmiechnąłem się do młodej brunetki za biurkiem recepcji, które była prawdopodobnie świeżo upieczoną osiemnastką, może odrobinę starsza.

- A ty jesteś? - Uniosła na mnie wzrok znad jakiś papierów. Miała na prawdę przyjemny dla oka typ urody.  Blada, delikatna twarz kontrastowła z jej czary mi włosami co tworzyło na prawdę niesamowity efekt.

- Możesz, zgadywać  Katie - oparłem się łokciami o równy blat, posyłając jej zalotny uśmiech, na który się lekko speszyła. Imię wyczytałem z identyfikatora przyczepionego do jej fartuszeka na poziomie piersi. Niestety owy strój nie posiadał dekoltu. Jak każdy facet, lubiłem popatrzeć na kobiecy biust.

- Brat ? - Zapytała nieśmiało, nawiązując, ze mną krótki kontakt wzrokowy.

- Jeśli chcesz, żebym nim był to nim będę - Pochyliłem się trochę bardziej.  Musiałem ją trochę zbajerować, żeby mi powiedziała, to czego potrzebowałem się dowiedzieć. - Mogę być nawet dżinem, byle byś mnie w lampie nie zamknęła.

- Intensywna opieka kardiologiczna, sala 232 - wystukała w komputerze, szybko podając mi odpowiedz na moje pierwsze pytanie. To było prostsze, niż mogłoby się wydawać.

Nic nie mówiąc, po prostu skierowałem się na wyznaczony oddział, podążając za drogowskazami. Szpital wyglądał, jak chyba wszytkie inne. Bardzo jasne i sterylne kolory. Sala jedna obok drugiej, a po korytarzach krzątało się mnóstwo lekarzy i pielęgniarek.

Po około dwóch minutach dotarłem do celu mojej wyprawy. Drzwi do pokoju, jeśli w ogóle można to tak nazwać, były otwarte na maksa, jednak, że znałem podstawowe zasady kultury, podeszłem do nich i grzecznie Zapukałem, kiedy wchodziłem do środka. Pomieszczenie nie było duże, a miętowy kolor ścian dodatkowo zmniejszał je w oczach.  Miało może dwa na dwa metry. W końcu stało w nim tylko jedno łóżko i te wszystkie maszyny, niezbędne aby czuwać nad stanem pacjenta.

Dziewczyna leżąca, z książką w dłoni przeniosła wzrok na mnie. Trochę mnie zatkało. Była na prawdę piękna. Jej brązowe włosy, które stopniowo przechodziły w blond na dole, falami opadały na jej chudziutkie ramiona. Małe, ale pełne usta ułożone były w serdecznym i miłym uśmiechu, który rzecz jasna odwzajemniłem. Jej duże oczy miały kolor morza Jamajki, które wyglądały na niezwykle sympatyczne i bystre, a obramówka w postaci czarnych, gęstych i długich rzęs, dodawała temu ekektu. Mały smukły nosek, obsypany był piegami. Nie spodziewałabym się, że przyjdę w odwiedziny do tak uroczej dziewczyny.

- Cześć - mruknąłem, podchodząc bliżej.

- Dzień dobry.  Siadaj - poklepała miejsce obok siebie, jednocześnie przesuwając się bliżej brzegu leżanki. Jej uśmiech dodatkowo się poszerzył, pokazując rząd białych ząbków. - Jestem Jasmine. Miło mi.

piątek, 11 września 2015

Chapter 1.

- Wytłumacz mi po co ci ludzie, chcą te wszystkie IPhone, IPod i inne chuje muje dzikie węże, skoro i tak niedługi umrą, a kasa za te urządzenia pójdzie w błoto - spojrzałem znacząco na bruneta, ubranego w szare dresy i zwyczajny czarny T-shirt. Leżał rozwalony na kanapie obitej białą skórą, tuż na przeciw fotela z tego samego materiału, na którym siedziałem ze swoim laptopem. - Gdzie w tym logika. Nigdy tego nie ogarnę.

- W tym, co robisz, też nie ma logiki, a ja nie marudzę. Podejdź do tego w ten sposób: pomożesz paru osobą , spełnić jakieś głupie zachcianki, których na tej stronie jest cała masa, a za to masz na bank przyjęcie do UOL*. Chyba się warto pomęczyć.  Kto wie, może trafisz na jakąś lasie, która się na ciebie napali i upieczesz dwie pieczenie na jednym ogniu - kopnął mnie lekko w piszczel i poruszył w dość zabawny sposób brwiami, co u niego było niezwykle wymownym gestem. Zboczeniec.  Mimo to, ten nimfoman był moim najlepszym przyjacielem i w sumie był dla mnie jak brat od czasu ósmej klasy**. Przeniosłem się wtedy do szkoły prywatnej,a on pomagał mi ogarnąć całą sytuację, ludzi i pokazywał mi różne "sztuczki", które pozwalały nam na nieźle wybryki.  Jak coś się działo to jeden stawał w obronie drugiego. To z nim zawsze mogłem o wszystkim pogadać.  Z nim paliłem pierwszego skręta, a wiadomo - to już coś znaczy.

Przeanalizowałem sobie w głowie uważnie jego  słowa.  Miał sporo racji. Oczywiście w tej pierwszej części.  Zabiorę jakąś dziewczynę na koncert jej idola, wezmę ją do klubu, bądź po prostu kupie tom ulubionych książek.  Po prostu przejrzę stronę organizacji, w której byłem od wczoraj wolontariuszem i wybiorę najprostsze i wymagające najmniej wysiłku marzenie, które pomogę komuś spełnić.  Pasowało mi to, bo w końcu dziesięć punktów do podania piechotą nie chodzi, a ja się o nie nawet zbytnio nie namęczę. Sama w sobie organizacja charytatywna była bardzo mądrze stworzona. Najzwyczajniej w świecie pomaga się osobą z różnymi chorobami, które ograniczyły ich życie do maksymalnie roku na zrobienie tego co trzeba. Czego tacy ludzie mogą chcieć poza IPhone'ami, laptopami, czy poznaniem swoich idoli? Zwłaszcza, że akcja dotyczyła osób nieletnich, więc nie miałem więcej pomysłów.
W każdym razie.  Przez te dwa tygodnie, pomogę kilku osóbką, a później biorę kwitek i oddaje zgłoszenie, już tylko formalnie oczekując na informacje, że zostanę przyjęty.  Na nic genialniejszego nie mogłem wpaść.

- Chyba nie chcę przespać się z taką dziewczyną. Wiesz, łatwo mówić "seks bez zobowiań", ale zawsze zostaje jakiś sentyment. A, mój sentyment szybko zszedł by z tego świata, więc wiesz - zaśmiałem się, siadając na niewielkim, pustym obszarze obok niego. Jego perfumy były zbyt intensywne, ale przywykłem.  Od kiedy pamiętam używał ciągle tych samych, a laski na niego leciały, jak ćmy do ognia, bo "jego zapach przyciąga", jak sam twierdził. Zresztą, czemu się dziwić. W końcu to Noel Price. Połączenie bad boya, na jakiego się na codzień kreował, romantyka, którego zgrywał przy większości dziewczyn, a ostatecznie dupka, którym jakby na to nie patrzeć był.  Czyli w połączeniu typ, na którego leci większość lasek. Ja też nie mogłem nażekałać na brak powodzenia, jednak w przeciwieństwie do niego, ja starałem się nie bawić dziewczynami, chociaż nie zawsze mi wychodziło, czasem po prostu za szybki mi mijało. No cóż.  Mówi się trudno - Po za tym, Taylor jest zaspokojony, więc nie martw się.

- Jak można nazwać swojego kutasa Taylor? - zaczął się głośno śmiać.  Zawsze tak reagował.

- Powiedział ten, który nazwał swojego Charles -parsknąłem przez śmiech, a Price natychmiast obdarzył mnie morderczym spojrzeniem.

- Nie waż się śmiać z tego imienia. Charlesconda zawsze gotowa do akcji, to najważniejsze - powiedział z grobową powagą. Te tematy były u nas codziennością. Jak to chyba u facetów. - Zresztą, dawaj laptopa, szukamy ci jakiejś łatwej roboty.

Podciągnął się do pozycji siedzącej i  już chwilę później mój laptop spoczywał na jego kolanach, przeglądając listę osób i marzeń do spełnienia.

- Ej, patrz to - szturchnął mnie łokciem w ramię, więc oparłem na nim głowę o spojrzałem na wyświetlacz komputera.

Jasmine Hope. Obok imienia i nazwiska jak dość często, brakowało zdjęcia.  Czasami się ono pojawiało, jednak dość sporadycznie. Wtuknąłem w palmtopa aby rozwinąć szczegóły. Dziewczynie pozostały trzy miesiące życia, a jej mazenie wydawało się na prawdę proste i nie wymagające większych starań.  Chciała urządzić piknik, na jakiejś łące, w miłym towarzystwie.  Myślę, że byłem typem tego dobrego "towarzystwa".

Sprawa wyglądała następująco. Ja pojadę jutro do szpitala, którego adres był dostępny w rozszerzonych  informacjach, zgrane tę dziewczynę, wezmę na jedną z łąk, jakich sporo w Londynie,zorganizuje jakiś koszyk i coś do zjedzenia, trochę pogadam. Jeszcze znajdę ze trzy takie marzenia i mam dziesięć punktów niemal za darmo.  Prościej pójść już nie może.

- To jak Austin. Piszesz się na to?

- A jakby inaczej.

Od autorki: 
Postanowiłam, że rozdziały będą bardzo króciutkie, mniej więcej jak ten. W ramach tego, będą się pojawiały się raz w tygodniu, bo napisanie takiego rozdziału nie zajmuje dużo czasu. Więc skoro dziś jest piątek, to ustalimy, że co piątek będzie rozdział ^_^
To miało być takie jakby wprowadzenie. Poznanie trochę osony Austina. To dość ważne, bo w tym opowiadaniu w jego zachowaniu zajdą dość spore zmiany, więc.. więc tak trzeba. Ogółem nie bijcie, że nie ma bohaterów, ani ze nie opisałam w rozdziale jak Austin wygląda,ale haha. Mam bohaterów gotowych i wgl. Ale jak byłam w domu zapomniałam to dodać, a teraz w sanatorium - Nie mam jak. Ale obiecuję, że w następnym rozdziale nieco o jego wyglądzie :P 

~ Wasza Victoria ♡ ~

piątek, 28 sierpnia 2015

Prolog

Nigdy wcześniej nie zastanawiałem się, jak to by było, gdyby pewnego dnia, lekarz oznajmił mi, że został mi miesiąc życia. Podejrzewam, że nikt się nie zastanawia nad czym takim, dopóki nie przeżyje pewnych rzeczy, lub póki nie będzie miał styczności z osobami, które właśnie taka informacje otrzymały.
Ciężko sobie wyobrazić ile tacy ludzie mogliby jeszcze przeżyć, jakie mają pozostawić marzenia, których już najpewniej nie zrealizują. Co wtedy czują ich najbliżsi, lub oni sami.

Nikt nie myśli o takich sprawach, aż nie dosięgną jego samego. Wiem z własnego doświadczenia. Pamiętam, kiedy dołączyłem jako wolontariusz, do akcji "Mam Marzenie", aby zdobyć więcej punktów, do zgłoszenia na studia. Miałem tylko pomagać, spełniać marzenia osób, którym zostało na prawde nie wiele czasu. Wydawało się takie proste i niezobowiązujące. Wtedy jednak, jeszcze nie spodziewałem się, że ta fundacja, całkowicie zmieni mój światopogląd.
Nie sądziłem, że dzięki niej poznam chociażby jedna osobę, na której zacznie mi zależeć, jednak będę musiał ją stracić.

Od autorki:
I jak wam się podoba prolog? 
To będzie mój pierwszy blog z męskiej perspektywy, ale jestem dobrego strasznie pozytywnie nastawiona ^_^
~Wasza Victoria ♡ ~